Wawer, Dębe Wielkie, Iganie to pola bitew szczęśliwej dla Polaków wiosennej kampanii powstańczej 1831 r. Nieprzypadkowo właśnie w tych miejscach doszło do walk. Armie polska i rosyjska chętnie przemieszczały się po nowoczesnym trakcie brzeskim "z głazów ubitym". Arteria zbudowana w latach 1820-1823, łącząca Warszawę i Brześć, była drogą strategiczną. Pozwalała na ruch wojsk nawet w okresie roztopów, gdy w błocie innych traktów Królestwa Polskiego grzęzły armaty, a żołnierze gubili buty.
Na początku kwietnia 1831 r. trzon wielkiej armii feldmarszałka Iwana Dybicza Zabałkańskiego znajdował się w rejonie ujścia Wieprza do Wisły. Jego wyprawa przeciwko "buntowszczykom" z Królestwa trwała już dwa miesiące. W rosyjskich szeregach odczuwano coraz dotkliwiej brak żywności, wśród żołnierzy szerzyły się choroby. Powodzenie polskiej ofensywy skłoniło Dybicza do porzucenia planów forsowania Wisły i ataku na Warszawę od południa. Nakazał odwrót rozpoczynający wyścig z postępującymi na wschód Polakami o to, kto pierwszy zajmie strategiczne magazyny wojskowe w Siedlcach.
Do sprawowania kontroli nad traktem brzeskim Dybicz wydzielił wcześniej Korpus Litewski gen. Grigorija Rosena, który 31 marca pod Wawrem i Dębem Wielkim poniósł dotkliwe porażki. Generał Ignacy Prądzyński, zaliczany do najzdolniejszych spośród polskich sztabowców, przedstawił naczelnemu wodzowi, gen. Janowi Skrzyneckiemu plan ostatecznego rozbicia przeciwnika i zajęcia Siedlec. W trakcie jego realizacji 10 kwietnia 1831 r. doszło do kolejnej bitwy na trakcie, tym razem o most na rzece Muchawce w Iganiach i otwarcie drogi do rosyjskich magazynów.
Prądzyński dysponował w tym starciu niespełna 7 tys. żołnierzy i 14 działami. Rosen miał ponad 10 tys. ludzi wspieranych ogniem 36 armat. Bitwa rozpoczęła się o godz. 15.00 polskim atakiem na Iganie od strony Żelkowa. Po dwóch godzinach walki, gdy zdawało się, że Rosjanie są bliżsi zwycięstwa, gen. Prądzyński rzucił w bój ostatni odwód. Polskie kontrnatarcie zatrzymało atak doborowych jegrów. Naszym udało się zdobyć groblę i most na Muchawce. Żołnierze Rosena walczący na wschodnim brzegu rzeki poszli w rozsypkę, zginęli lub dostali się do niewoli. Rosjanie stracili blisko 5 tys. zabitych i rannych, przy polskich stratach wynoszących zaledwie 400 żołnierzy. Wystarczył jeszcze niewielki wysiłek, by rozbite siły Rosena wyprzeć z Siedlec, zająć magazyny i zmusić feldmarszałka Dybicza do wycofania rosyjskiej armii z terenu Królestwa Polskiego.
Prądzyński i jego podkomendni chcieli jeszcze owego wieczora kontynuować natarcie. Naczelny wódz, który nie kwapiąc się do boju, spóźniony przybył pod Iganie, rozkazał przerwać pościg. Dwa dni później do Siedlec dotarły główne oddziały rosyjskie. Fatalna decyzja Skrzyneckiego, który okazał się pasywnym, marnym dowódcą nie pozwoliła, by wspaniałe zwycięstwo przerodziło się w strategiczny sukces. Wycofanie się Dybicza mogłoby skłonić Moskwę do negocjacji w sprawie przyszłości Polski. Była wówczas dziejowa szansa na ograniczenie rosyjskiego prymatu nad Królestwem. Kto wie, jak potoczyłyby się jego losy po 1831 r., może podobnie jak Wielkiego Księstwa Finlandii włączonego do imperium Romanowów w 1809 r., ale cieszącego się znaczną autonomią?
Pamiątki po bitwie znajdziemy dziś w Nowych Iganiach. Przy drodze nr 2, pomiędzy zabudowaniami wsi a stacją paliw stoi pomnik zwieńczony orłem z rytymi napisami informującymi o polskich bohaterskich pułkach i ich dowódcach. Pomiędzy zabudowaniami Igań znajduje się jeszcze krzyż postawiony w miejscu śmierci kapitana Hipolita Stokowskiego, jednej z ostatnich polskich ofiar boju (oficera odpoczywającego po walce trafiła w głowę rosyjska kula armatnia).