Rok 1920 na terenie całego Górnego Śląska, a w szczególności w jego wschodniej części był rokiem niespokojnym i niepewnym politycznie, podobnie jak na terenie odrodzonej w 1918 roku II Rzeczpospolitej. Ze Wschodu nacierali bolszewicy, a na Górnym Śląsku - po pierwszym Powstaniu Śląskim z roku 1919 - wciąż nie było wiadomo do kogo on będzie należał: do Niemiec, czy do ówczesnej Polski. Jednak wydarzenia z dnia 17 sierpnia tegoż roku miały wpływ na niedaleką przyszłość ogólnego konfliktu terytorialnego między dwoma ww. narodami.
Otóż tego dnia rozpoczęła się manifestacja niemieckich mieszkańców Katowic - z uwagi na doniesienia prasowe, iż Warszawa została zdobyta przez wojska bolszewickie (od 1922 roku Armia Czerwona). Gdyby te informacje okazały się prawdziwe, nadszedłby koniec nadziei ludzi, którzy chcieli przyłączenia Górnego Śląska do Polski. Jednak jak zdążono ustalić po długich godzinach niepewności, Polacy odparli oddziały bolszewickie spod Warszawy i tym samym ofensywa bolszewicka została zatrzymana.
Tymczasem Niemcom wydawało się, że są „panami sytuacji”, wobec czego mogli sobie pozwolić na okrzyki pod adresem polskich Górnoślązaków i Polaków m. in. o takiej treści: „Nieder mit Polen, nieder mit Frankreich”, co można przetłumaczyć, jako: „Precz z Polską, precz z Francją” . Pułkownik Blanchard pełniący wówczas funkcję powiatowego kontrolera Międzysojuszniczej Komisji Rządzącej i Plebiscytowej w Katowicach, mający swój urząd w nieistniejącej już willi Sacksa-nie pozwolił, by doszło do niemieckich manifestacji w mieście pod jego rządami. Widocznie mógł mieć z takimi prowokacjami już do czynienia ze strony niemieckich Górnoślązaków. Wobec tych okoliczności, sprowadził z pobliskich koszar przy dzisiejszej ulicy Stawowej szwadron huzarów, który dołączył do obecnej już tu kompanii piechoty.
Kiedy próba rozpędzenia dość agresywnego tłumu przy użyciu szabel nie powiodła się, pułkownik wydał rozkaz otwarcia ognia z karabinów. W czasie manifestacji, a właściwie starcia z międzysojuszniczymi oddziałami wojskowymi doszło do eksplozji granatów, zginęło 10 ludzi, byli też ranni. Ok. godziny 14 całe zajście widział ze swych okien doktor Andrzej Mielęcki. Z racji swego zawodu, przysięgi i powołania natychmiast zbiegł na dół żeby opatrzyć rannych, lecz ktoś z agresywnego tłumu, rozpoznał doktora jako członka Polskiego Komitetu Plebiscytowego (niektóre „źródła” podają, iż w tłumie właściwie byli tzw. bojówkarze niemieccy i oni sprowokowali ww. opisywane wydarzenia). Sprowokował tłum oznajmiając, iż to rzekomo z okna doktora rzucono granaty.
W czasie, gdy Mielęcki opatrywał rannego Niemca, wściekły tłum udał się w jego kierunku i pobił go, a właściwie skatował m. in. kopiąc go do krwi. Potem, gdy sanitariusze próbowali rannego doktora wieźć do pobliskiego szpitala elżbietanek, niemieccy bojówkarze otwarli drzwi karetki, wywlekli skatowanego i wrzucili go do rzeki Rawy (płynącej niedaleko, wzdłuż do dzisiejszej ulicy Warszawskiej). Doktor z powodu odniesionych ran zmarł, a m. in. opisywany incydent spowodował, że z 19/20 sierpnia1920 roku wybuchło II Powstanie Śląskie.
Dziś w miejscu śmierci zasłużonego dla miasta Katowic, dla Górnego Śląska, dla ludzi, a w szczególności dla pacjentek doktora stoi głaz pamiątkowy.
Andrzej Mielęcki był lekarzem o specjalności ginekologia, a przy tym był bardzo lubiany w Katowicach i okolicach. Oprócz swej zawodowej działalności był działaczem narodowym i społecznym. Sprowadzał broń z Polski na Górny Śląsk, kierował konspiracyjnymi kursami sanitarnymi w Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska, pomagał także dzieciom i wykonywał wiele innych prac społeczno-narodowościowych.