Zawsze sobie powtarzałem, że wytarte szlaki nieczęsto oddają to, co mógłbym dostrzec poza nimi. Dlatego też kiedy lato w pełni i gdy słonko przygrzewa, szukam miejsc ustronnych, cichych, jakby niedotkniętych upływającym czasem. Przyznam, że bywa to nieraz dość trudne, ale bynajmniej warto podjąć wyzwanie.
Zawoja - jak przystało na najdłuższą wieś w Polsce - posiada jeszcze kilka zakątków, gdzie da się odczuć typowy wiejski klimat górskiej miejscowości. Zdaniem - na szczęście - niewielu turystów, najpiękniejszym takim miejscem jest zawojski przysiółek Składy.
Odbijając od szlaku wiodącego w kierunku Hali Barankowej, a kierując się ku wierzchołkowi Miłosiernej, prawie na zupełnym odludziu znalazłem coś, czego tak bardzo długo i cierpliwie szukałem pod stokami Babiej Góry. Odnalazłem bowiem niezachwianą równowagę pomiędzy człowiekiem a naturą. Żadnych asfaltowych dróg, żadnych maszyn, jedynie błoga cisza przerywana brzękiem kosy i pianiem koguta. Gdzieś znienacka wyskoczy sympatyczny i rozweselony piesek, uśmiechnie się miły starszy pan, starsza pani zaproponuje szklankę świeżego mleka. Wokół same stare domostwa, stare szopy. Nie wierzę. Czy to aby naprawdę XXI wiek??!
Trud wędrówki odpłaca się wszystkim, co najlepsze. Roześmiane pola i łąki, nad którymi wznosi się dumna "Matka Niepogód", to chyba najlepszy lek na dzisiejsze czasy i powód, aby częściej odwiedzać to miejsce.