Jadąc z Doruchowa do Tokarzewa mijamy Wzgórze Czarownic, miejsce dramatycznych wydarzeń w 1775 r. Pewnego dnia żona dziedzica Doruchowa obudziła się z bólem palca i kołtunem na głowie. Wezwana do niej z pobliskiego Tokarzewa znachorka postawiła diagnozę: kołtuna zadały dziedziczce doruchowskie czarownice.
Czternaście kobiet podejrzanych o konszachty z diabłem poddano próbie. Spuszczano je z kamiennego mostu na powrozie do rzeki. Ponieważ dzięki szerokim spódnicom kobiety utrzymywały się na powierzchni, nie tonęły, uznano to za dowód wstawiennictwa czarta. Miejscowy proboszcz ks. Józef Możdżanowski, który nie zdołał odwieść dziedzica od sądu nad "czarownicami", wyjechał do Warszawy, by prosić o interwencję króla Stanisława Augusta. Niestety nie zdążył... Wszystkie kobiety zostały poddane straszliwym torturom, trzy z nich zmarły, zanim zdążono je spalić na stosie. A wszystko to odbyło się zgodnie z obowiązującym wówczas prawem.
Doruchowski proces o czary był ostatnim zakończonym egzekucją zarówno w Polsce, jak i Europie. Rok później, w 1776 r. sejm ustanowił prawo zakazujące tortur i kar śmierci za czary.