Wśród zieleni rozległego parku z ciekawymi gatunkami drzew stoi dwór myśliwski, wybudowany w latach 1820-1825 dla księcia brunszwicko-oleśnickiego Wilhelma. Na początku XX w. rezydencję powiększono i do dzisiaj można bez trudu odróżnić jej obie części.
Dzieje się tak za sprawą nietypowej elewacji zabytku. Starsza część, z wysoką murowaną wieżą, ma ściany wyłożone przywiezioną z dalekiej Portugalii korą dębu korkowego! Elewację części nowszej również pokryto płatami kory dębu, ale pochodzącymi z pni drzew rodzimego gatunku. Różnicę widać gołym okiem. Prawdopodobnie dawnym właścicielom budynku nie zależało na walorach cieplnych korkowej elewacji. Korek na ścianach pałacyku, upodabniając go do parkowego otoczenia, z pewnością nadawał mu bardziej "myśliwski" charakter.
W wyniku ustaleń traktatu wersalskiego w okresie międzywojennym Moja Wola leżała w Polsce tylko kilka kilometrów od granicy państwa. W 1939 r. we dworze szkolono niemieckich dywersantów. Właściciel krótko przed wybuchem wojny czmychnął z Polski, by po 1 września powrócić w mundurze Wehrmachtu na czele wkraczających do Wielkopolski oddziałów. Po 1945 r. we dworze mieściła się szkoła kształcąca leśników. Jakiś czas działało tu kuriozalne Technikum Leśne dla dziewcząt im. Bolesława Bieruta.
Dziś obiekt stoi opuszczony. Pozbawiony opieki zaczął niszczeć. Odpadają elementy niepowtarzalnej korkowej elewacji, czyniące z rezydencji ciekawą atrakcję turystyczną. Obiekt powinny zobaczyć osoby zainteresowane ociepleniem własnych domów. Pomysł zastosowany w Mojej Woli może inspirować w dobie powszechnie obserwowanego w Polsce zjawiska ocieplania budynków sztucznym, banalnym styropianem.