Mikroskopijny, przytulony do murów miejskich fragment żydowskiego cmentarza to pozostałość po całkiem sporej, założonej około 1856 r. nekropolii. Zdewastowany podczas II wojny (chociaż ostatni pochówek miał tutaj miejsce w 1944 r.), w czasach powojennych zamieniony na wysypisko miał szczęście, że zainteresowali się nim regionaliści ze Stowarzyszenia Przyjaciół Morynia i Jeziora Morzycko. To oni byli inicjatorami uporządkowania terenu kirkutu.
Obszar pomiędzy murami a jeziorem Morzycko jest dziś parkiem miejskim. Jeżeli spacerując cienistymi alejkami zauważycie w pobliżu muru głaz z inskrypcją, podejdźcie bliżej… inaczej kirkut umknie waszej uwadze. Siedem czy osiem ocalałych macew stoi w niewidocznym ze ścieżki miejscu. To wszystko, co udało się uratować.
Na głazie pamiątkowym umieszczono tablicę ze stosowną, trójjęzyczną inskrypcją. Oprócz podstawowych informacji umieszczono na niej także często spotykaną na macewach sentencję „Niech Pan zwiąże ich dusze w węzeł życia wiecznego”. Miejsce jest niezwykle klimatyczne. Wyjątkowo trafnie brzmią w tym miejscu słowa znanego polskiego prozaika Stanisława Vincenza „Każda forma pamięci i czci jest pożądana, byle tylko nie dać przystępu zobojętnieniu”. (S. Vincenz „ Wspomnienie o Żydach kołomyjskich”)