Konary leżą zaledwie kilka kilometrów od Ujazdu z potężnymi ruinami zamku Ossolińskich, ale mało kto wie, że w Konarach również był zamek, i to znacznie starszy od "Krzyżtoporu". Z gotyckich murów zamczyska pozostało niewiele, nie wiadomo też, kiedy został zbudowany.
Ruiny widoczne są z drogi Klimontów - Iwaniska, ale tylko w okresie od późnej jesieni do wczesnej wiosny. Wiadomo, że obiekt miał charakter typowo obronny, a ziemne obwałowania są zauważalne po dziś dzień. Usytuowany jest na stromym cyplu, ponad urokliwą doliną rzeki Koprzywianki.
Pierwsze historyczne wzmianki o tej miejscowości pochodzą z połowy XIV wieku, być może i zamek jest z tego okresu. Przez pewien czas właścicielem zamku był Piotr Kochanowski, ojciec Jana - wybitnego poety renesansowego. Rodzina Kochanowskich jest ostatnią, której związki z zamkiem nad Koprzywianką znajdują dokładne potwierdzenie w dokumentach. Może i sam Jan Kochanowski przekroczył kiedyś próg tego zamku... ale tego nie wiadomo.
Niechlubnie zapisał się w dziejach tego obiektu jeden z jego właścicieli, Grot Słupecki - straszny awanturnik, który na sejmiku w Sandomierzu zabił kasztelana wiślickiego Jana Ossolińskiego. Jego losy nie są dobrze znane, według jednej wersji został skazany na banicję i udał się na Morawy, zgodnie z inną wymierzono mu karę śmierci i dla ratowania własnej głowy zamknął się w konarskim zamku, lecz nie widząc dla siebie ratunku, rzucił się z wieży w przepaść.
Jak przystało na ruiny zamku, również i te mają swojego ducha. Legenda mówi, że czasem przechadza się tu w nocy niejaki Rogaliński, który to miał namawiać Słupeckich do łupiestwa i napaści... Co do reszty ruiny, to zburzyły ją pociski rosyjskich armat w czasie I wojny światowej. Miejscowość ta była bowiem w maju 1915 roku polem bitwy wojsk rosyjskich z oddziałami austriackimi, w szeregach których walczyli m.in. legioniści pod wodzą komendanta Piłsudskiego - fakt ten upamiętnia znajdujący się tutaj pomnik.
Szkoda tylko, że nikt nawet nie próbował podjąć się jakichkolwiek prac badawczych na terenie tych ruin. Ale może kiedyś...