Kiedy Leon Terlecki zakładał Pierwszą w Kraju Warszawską Fabrykę Łodzi (tak brzmiała jej urzędowa nazwa), dobiegały końca lata 60. XIX wieku.
Życie Leona Terleckiego obfitowało w dramaty. Było – tak samo jak losy jego ojca – związane z losami narodu. Dominik Terlecki zesłany był na Syberię za udział w powstaniu listopadowym i nigdy stamtąd nie powrócił. Leon – urodzony już po skazaniu ojca (1832 r.) – powędrował tą samą trasą za uczestnictwo w powstaniu styczniowym. Z Syberii udało mu się powrócić po kilku latach. Mimo że nie był już człowiekiem młodym, życie musiał zaczynać od początku. Sam nie zdążył dorobić się niczego, ale dzięki sporemu majątkowi żony założył wytwórnię łódzi – najpierw w Nieszawie koło Ciechocinka, potem zaś w Warszawie. Ulokował ją początkowo na ulicy Brukowej 6 (dziś Stefana Okrzei) na Pradze, a potem przeniósł na Szeroką 9 (obecnie Ignacego Kłopotowskiego).
Łodzie, sygnowane misternie wytłoczonym, ozdobnym napisem „ Leter", szybko zyskały zasłużoną sławę. Należały do najlepszych łódek wyprodukowanych w Królestwie. Pojawiały się nie tylko na Wiśle i akwenach warszawskich, wędrowały także do Rosji w głąb Imperium, by dodawać urody rozległym rosyjskim rzekom i jeziorom. Łodzie Terleckiego wytwarzane – o ironio! – z syberyjskiego drewna znalazły się dość szybko, jakbyśmy to teraz powiedzieli, „na liście towarów eksportowych”. Chcieli je mieć nawet wysocy urzędnicy carskiego dworu. Te zrobione na „specjalne zamówienie” były szczególnie piękne. Starannie zaprojektowane, odznaczały się oryginalną ornamentacją, a niektóre misternie rzeźbione, przypominały pirackie galeony. Łodzie Terleckiego zdobyły wiele medali i wyróżnień na rozmaitych wystawach międzynarodowych. Leon Terlecki zbudował także baseny na praskim brzegu Wisły.
W roku 1903 Warszawę zalała wielka powódź. Wezbrane wody rzeki sięgnęły Powiśla, Saskiej Kępy, Pragi, Czerniakowa, a nawet Wilanowa. Pod wodą znalazło się wiele ulic, w tym Bednarska, zalana tak, że wystawały tylko czubki gazowych latarni. Powódź uczyniła wiele szkód wytwórni Terleckiego. Ozdobne łódki pomknęły Wisłą – a dokąd i gdzie, któż to może wiedzieć…
Po śmierci założyciela warsztatem zajęła się wdowa po nim, a po jej odejściu synowie: Kazimierz i Stanisław. W przededniu wybuchu II wojny światowej wytwórnia już nie istniała. Jej kłopoty finansowe były tak olbrzymie, że wszystko to, co zostało po Leonie, pochłonęły długi. W czasie powstania warszawskiego nieistniejąca już wytwórnia w dramatyczny sposób ożyła. Z wioseł robiono nosze dla rannych żołnierzy, resztki łódek wykorzystywano jako elementy barykad.
Niewiele pamiątek pozostało po wytwórni Leona Terleckiego: trochę starych fotografii, strzępy gazet i staroświecka ulotka reklamowa zawierająca wierszyk wpisywany w tamtych latach do sztambucha pensjonarek: „ A gdy na słabej puścisz się łodzi po mętnej fali żywota, niech cię prowadzi zawsze i wszędzie wiara, nadzieja i cnota".