Zwiedzając Poznań, warto wyostrzyć nie tylko wzrok, ale i słuch. Podsłuchane w sklepach, na przystankach czy targowiskach rozmowy rodowitych poznaniaków mogą być niekiedy niezrozumiałe dla przybysza np. z Mazowsza. Bo kto się domyśli, że chabas to mięso, klymki to cukierki, a szneka to drożdżówka? Prawdziwy poznaniak zapakuje je do tytki, a kiedy wróci do domu włoży laczki.
Początki poznańskiej gwary sięgają końca XVIII w., kiedy to Poznań znalazł się w granicach zaboru pruskiego. Język niemiecki obecny w urzędach, instytucjach i szkołach wywarł piętno na mowie Wielkopolan i poznaniaków. Stąd dużo w niej zapożyczeń z niemieckiego: bana (niem. Bahn) to pociąg, rychtyk (niem. richtig) - dobrze, właściwie, ancug (niem. Anzug) - garnitur itd. Poznaniaka, podobnie jak Niemca, nie boli głowa, tylko ma ból głowy, nie ma 20 lat, tylko jest 20 lat stary.
Poznańska gwara wciąż ma się dobrze. Wiele jej zwrotów funkcjonuje w codziennym życiu, używają ich często także ludzie bardzo młodzi. W mieście odbywają się liczne konkursy gwary poznańskiej (np. "Godejcie po naszymu"), w których startują i dziadkowie, i wnuki. Chyba więc jeszcze długo do Poznania będziemy jeździć na pyry.
Wielką popularnością cieszył się nadawany przez kilkanaście lat program radiowy "Blubry Starego Marycha" Juliusza Kubla, w którym nieżyjący już aktor Marian Pogasz poznańską gwarą blubrał (plótł trzy po trzy) o codziennych troskach tytułowego bohatera. Audycja była tak popularna, że w 2001 r. przy ul. Półwiejskiej na deptaku stanął pomnik Starego Marycha prowadzącego rower. Jako jedyny w Polsce pomnik gwary jest atrakcją turystyczną miasta, którą warto zobaczyć.